Ale chała....

14:10 Kinga ⚬ Yummy Lifestyle 11 Comments

Tyle mam do powiedzenia w kwestii tego co się dzieje w moim małym świecie. Raz na jakiś czas dopada mnie zwątpienie w sens tego, co w życiu robię. Chociaż nie. Zwątpienie w moje studia na przykład towarzyszy mi od momentu ich rozpoczęcia. Nie czuję, żeby moja edukacja na poziomie uczelni wyższej wnosiła cokolwiek do mojego życia, oprócz nerwów. Nie uczy się nas praktyki. Klepiemy teorię z zakresu przedmiotów, które nijak mają się do mojego kierunku studiów. Wymaga się od nas wyuczenia na blachę regułek, wzorów, robienia 'projektów', które, za przeproszeniem, można o kant dupy rozbić. Część nauczycieli akademickich jest jakby wyrwana z kontekstu, czasem można odnieść wrażenie, że sami nie mają zielonego pojęcia o czym mówią (lub mówić powinni) albo, co gorsza, wyglądają jakby chcieli uciec z sali, tylko nie wiedzieli, którędy będzie prościej. Po raz kolejny mam ochotę rzucić tym w diabły, ale przypominam sobie zaraz, że i tak jestem już kilka lat w plecy, a papier to wciąż jakby mus.
Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi - chciałabym iść do 'normalnej' pracy. Takiej wiecie, etat, nadgodziny, goniące terminy, godziny wgapiania się w ekran itd. Pewnie szybko zmienię zdanie, gdy pewnego dnia zasiądę za jakimś korpo-biurkiem. Jednakże po kilku latach serwowania kawy zblazowanym ludziom rzucającym zarobionymi w pocie czoła kazimierzami, mlaskającymi na mnie w celu przyśpieszenia procesu parzenia przez ekspres napoju, wyładowującymi swoje frustracje i pokazującymi kto tu jest panem i władcą, naprawdę marzę o tym, by pracować na stanowisku jakiegoś mało znaczącego junior kogoś, robić researche, przygotowywać raporty i odwalać całą resztę biurowej roboty za najniższą krajową. 
I być może robiłabym to już teraz, po bezpłatnych praktykach czy stażu z groszowym wynagrodzeniem, bo przecież powinnam być i tak wdzięczna, że jakakolwiek firma zechciała przyjąć mnie pod swoje skrzydła w celu kserowania faktur i robienia kawy tym wszystkim ważnym ludziom naokoło mnie. Ale nie mogę. Bo uczelnia ustawia mi taki a nie inny plan, bo wykładowcy upierają się, że przecież to edukacja jest najważniejsza, a jak nam się nie podoba, to nie studiujcie i wiele innych takich 'bo' można by tu wymienić. 
I w tym miejscu pragnę zaapelować do wszystkich 'student wannabe'. Nie marnujcie swojego cennego czasu na studia dzienne. Zaoczne wniosą do Waszego życia tyle samo wiedzy co te pełnoetatowe, również będziecie mieć legitymację studencką, może trochę mniej poimprezujecie, ale przynajmniej będziecie mieli czas, żeby zdobyć najcenniejszą teraz rzecz - doświadczenie. I nie mówię, że od razu będziecie je zdobywać w Waszej branży. Ale z moich obserwacji wynika, że będziecie mieć na to szansę szybciej, niż przeciętny student 'od poniedziałku do piątku'.

A skoro już jesteśmy przy temacie szeroko pojętej chały to łapcie kromkę puszystej, jeszcze ciepłej chałki. Btw... Jedliście kiedyś chałkę z szynką? Tak, wiem... Przecież to słodka bułka. Ale chociaż spróbujcie ;)


Chałka drożdżowa
Składniki (na 2 bochenki):
  • 3 1/2 szklanki mąki pszennej
  • 25 g świeżych drożdży 
  • 1 łyżka miodu
  • 1 szklanka ciepłego mleka (ok 30°C)
  • 1 całe jajko + 2 żółtka
  • 50 g roztopionego masła
  • 2-3 łyżki cukru waniliowego 
dodatkowo
  • 1 jajko + 1 łyżka mleka
  • (na kruszonkę, opcjonalnie)1 łyżka mąki + 1 łyżka cukru + jedna łyżka masła


Sposób przygotowania:
Przygotowujemy zaczyn: drożdże mieszamy z miodem, dodajemy kilka łyżek ciepłego mleka oraz 1 łyżkę mąki, mieszamy, przykrywamy czystą bawełnianą ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Mąkę przesiewamy do miski, dodajemy cukier, ostudzone masło, mleko i jajka, Wyrabiamy ciasto drewnianą łyżką do czasu, aż będzie miękkie, elastyczne i nie będzie się kleić do rąk (ja swoje ciasto wyrabiam mikserem za pomocą haka, ok 4-5 minut na średnich obrotach). Z ciasta formujemy kulę, przekładamy do czystej misy oprószonej mąką, przykrywamy folią stretchową i odstawiamy na noc do lodówki (można je tam trzymać do 4 dni). Ciasto dzielimy na dwie części (otrzymamy dwa dość duże bochenki). Następnie każdą z nich na 4 równe części, z których formujemy wałki cienkie na końcach i grubsze na środku. Zaplatamy chałki wg instrukcji pokazanej w poniższym filmiku


Zaplecione chałki kładziemy na blachach wyłożonych papierem do pieczenia, smarujemy jajkiem rozmąconym z mlekiem, przykrywamy czystymi ściereczkami i odstawiamy na min. pół godziny do wyrośnięcia. Następnie chałki smarujemy ponownie jajkiem, opcjonalnie posypujemy przygotowaną wcześniej kruszonką. Pieczemy w temp 180 stopni przez ok 25-30 minut. Jeśli chałki zaczną się zbytnio rumienić, należy przykryć je folią aluminiową. Po upieczeniu, wyciągamy je z piekarnika i studzimy.

11 komentarzy :

  1. Chałka super! Też szukam pracy w korpo, a tu się okazuje, że oprócz angielskiego (który jest najmniej ważny) trzeba znać francuski/niemiecki/hiszpański/włoski/norewski....itp. itd. Nie jest kolorowo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Języków się zawsze można nauczyć :)
      Co z resztą jest jednym z moich postanowień noworocznych - zacząć naukę norweskiego :D

      Usuń
  2. Ja aktualnie jestem na poprawie 4 semestru II stopnia studiów czyt. obrona pracy magisterskiej. Mój dzień wygląda tak: wstaję pełna zapału do pisania, po czym odczytuję maila od P. Promotor i zaczynam płakać. Zaczynam płakać nad wszystkim! Poczynając od decyzji o podjęciu studiów magisterskich kończąc na tym, że P.P poprawiła kilka przecinków, a samego tekstu nie ruszyła. Następnie po chwili refleksji nad tym czy na pewno tego w życiu chcę, myślę, że tyle kasy wywaliłam już na tą "wspaniałą" uczelnię, że nie warto teraz już rezygnować i zaczynam pisać dalej to cholerstwo. Tak wygląda każdy inny dzień z przerwą na pracę na pełen etat. Powoli zaczynam zastanawiać się czy to może ta aura na zewnątrz tak na mnie nie działa? Może to już wiosenne przesilenie? Bardzo lubię Twojego bloga i śledzę go już od jakiegoś czasu, wiele przepisów wykorzystała ;) I właśnie w tym tkwi cały sens - gotowanie mnie uspokaja, rozluźnia i relaksuję. Trzymaj się ciepło i pozdrawiam. Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obawiam się, że aura jedynie potęguje narastające gorzkie uczucie po przemyśleniach dot studiów...
      Jakkolwiek głupio to nie zabrzmi, cieszę się, że masz takie odczucia.
      To dla mnie dowód, że to nie ja sfiksowałam i zgłupiałam do reszty tylko coś z tymi studiami jest nie tak jak być powinno

      Dziękuję za miłe słowa dot. bloga! I powodzenia w pisaniu pracy :) (ja muszę pisać swój nieszczęsny licencjat... dużo szczęścia będzie mi do tego potrzebne ;) )

      Usuń
  3. Ciekawy wpis :)

    Zgadzam się z Twoją opinią na temat studiów, dlatego po długiej batalii i płaceniu warunków w tym roku postanowiłem zrezygnować z nich kompletnie i podjąć ryzyko stworzenia czegoś własnego. Zainwestowałem kilka złociszy i kupiłem kurs projektowania stron internetowych, ponieważ od kilku lat chciałem zostać web developerem ale cały czas przekonywałem siebie, że to niewłaściwy moment. Bo wielu latach prania mózgu przez uczelniany system postanowiłem uwolnić się od tej całej szopki, ponieważ nie zniósł bym ani dnia dłużej w tej "wspaniałej" organizacji.

    Jeżeli się nie uda, nie stracę praktycznie nic... zawsze mogę pracować jako telemarketer i zgarniać większą kasę niż w korpo-branży, a do tego mam elastyczny grafik.

    Pozdrawiam Cię serdecznie i liczę na więcej wpisów dotyczących pracy, edukacji, itp + kolejne przepisy oczywiście ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grzegorzu, życzę Ci więc powodzenia z biznesem i wielu powracających klientów :)

      Usuń
  4. Ha! Studiowałam w Polsce trzy lata, niczego nie skończyłam, i do tej pory zdarzało mi się żałować... Ale odkąd podjęłam naukę od nowa, tym razem zdecydowanie bardziej praktyczną, jestem zachwycona. Nikt na mnie nie krzyczy, nie patrzy krzywo i nie dołuje. Mimo, że już na dzień dobry mam braki (z uwagi na to, że uczę się w moim trzecim języku), nauczyciele wykazują się dużą cierpliwością, pomagają i prawią liczne komplementy ;) W porównaniu do studiów w Polsce, gdzie każdy dzień był mega stresem, bo wystarczyło skrobnąć krzesłem po podłodze, żeby popaść w niełaskę, czuję się jak w raju :)
    A najbardziej mnie z tego wszystkiego zadziwia, że za samo chodzenie do szkoły płacą mi więcej, niż gdybym w Polsce skończyła studia i jakimś cudem znalazła pracę w zawodzie...

    Chałki uwielbiam, również z szynką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gin, zdradź proszę sekret gdzie studiujesz, bo z miejsca jestem gotowa pakować walizki i tam jechać ;)

      Usuń
    2. W Finlandii płacą na naukę :)

      Usuń
    3. W Danii :)
      I naprawdę jest tutaj wielu studentów z Polski (jest możliwość nauki po angielsku), więc nie będziesz samotna ;)

      Usuń
  5. Uwielbiam chalke z szynka! :)
    Zgadzam sie z Toba jesli chodzi o studia. Sama nieco przypadkiem wyladowalam na studiach zaocznych i teraz jestem losowi za to wdzieczna. Przez okres studiow zdobylam doswiadczenie, o ktorym oi "dzienni" koledzy mogli tylko pomarzyc.

    OdpowiedzUsuń

Daj znać co myślisz!